Zrodzony w ogniu

Data:

TAKA AMERYKA

Reprezentant amerykańskiej stali z równie amerykańskiego pieca przemknął przez tamtejsze kina niezauważony. Próbowano jakoś reanimować zainteresowanie tym filmem przy okazji pozwów autochtonów z Appalachów, które dotyczyły zniesławienia – jedna z postaci wszak jest w nim tak odrażającym człowiekiem, że nie mogłaby wręcz nosić ich nazwiska. Jak się pewnie domyślacie, taka formuła zdała się na nic. Wobec czego w maju ukazał się u nas prosto na DVD pod bardzo trafnym tytułem „Zrodzony w ogniu”. Jesteśmy lepsi i my go nie przegapiamy.

 Out-of-the-Furnace-poster-structure

Miejscem akcji jest niesamowita sceneria postindustrialnego Pasu Rdzy. Termin ten nadano obszarowi Stanów Zjednoczonych, który stracił już na znaczeniu, populacja drastycznie spadła, a przemysł umknął do Chin. Ilość nieszczęść na kilometr kwadratowy w rodzinie Russella Baze’a (Christian Bale) jest optymalna. Wliczając w to śmiertelną chorobę, pracę w hucie, nad którą wisi widmo zamknięcia, długi w półświatku, wojenne wypalenie, piosenkę Pearl Jam, nieszczęśliwy wypadek oraz zasłużoną odsiadkę. A gwarantuję, że to dopiero początek. Kiedy nadejdzie odpowiedni czas rodzina Baze’ów będzie mogła wykorzystać wychowanie na polowaniach, by sięgnąć po niewielką odpłatę za swe krzywdy. Główny bohater będzie się wił w zasadności tego czynu, jak na prawdziwego człowieka przystało. Bardzo ciekawym pozostaje fakt, że w jego dylematach przeważy raczej obowiązek. Obowiązek wobec widza. Wszak nikt na takie filmy już nie czeka.

 Out-of-the-Furnace-poster-structure2

Skoncentrowana reżyseria Scotta Coopera (ale również produkcja Leonardo DiCaprio oraz Ridleya Scotta!) skupia się na epizodach. Poprzez jego nieśpieszną jak doby w Pensylwanii ekspozycje wszystkich postaci, dochodzimy do konsekwencji zdarzenia, z jakim codziennie spotykamy się w prasowych nagłówkach. Ogromnym plusem jest, że zatrudnił tak dużą ilość ulubionych twarzowych aktorów. Oprócz Bale’a zobaczymy m.in. szalejącego Woody’ego Harrelsona, unikalnego aktorskiego zwierza. To oczywiście jego interpretacja małomiasteczkowego zbira wywoływała oburzenie, ale ten prawdziwie czarny charakter wypada jako złożony, choć prosty chłop. Willem Dafoe wprowadza nieoczekiwanie nieco ciepła w roli surowego lichwiarza, który jednak rozumie ludzi, wręcz po mentorsku. Sam Shepard w roli wujka Reda to oczywiście porządny i sprawiedliwy radykalista, który zostaje jednak zatrzymany. Dla niektórych zaskoczeniem może pozostać Casey Affleck, który wywalczył już swoje miejsce i potrafi przyćmić starych wyjadaczy. Każdy z nich wspaniale wypada w roli człowieka, którego w końcu pokonuje życie.

 Out-of-the-Furnace-poster-structure3

W trakcie seansu mogą pobrzmiewać echa tak odległych klasyków jak „Wybawienie” (1972) czy „Łowca jeleni” (1978) – przy tym ostatnim warto zwrócić uwagę, czym różnią się w nich przejmujące sceny końcowe przy stole; stół rodziny Baze’ów nie pozostawia nas już nawet z odrobiną złudzeń. „Zrodzony w ogniu”, nie dorastając do nich, uświadamia jednak doskonale, jak wiele czasu minęło od takiego kina. Przy napisach końcowych wydaje się, że całe wieki. Zwyczajność tej historii zmusiła mnie do wypatrywania wtedy informacji o prawdziwości tych wydarzeń. Na próżno… i to bardzo dobra zagrywka. Może to już ostatni taki film, o takiej Ameryce.

Zwiastun: